Ból krzyża – czy tym problemom cywilizacyjnym może zardzić Qi gong i Tao Yin?

Krzyż mnie boli! – wśród osób po trzydziestym roku życia trudno znaleźć kogoś, kto chociaż raz nie wykrzyknął tej skargi. Co gorsza, bólu pleców zaczynają doświadczać coraz młodsze pokolenia. Niestety, jest to cena, jaką płacimy nie tylko za wyprostowaną postawę. Dodatkowym obciążeniem dla naszego kośća i jego mięśniowej obudowy jest siedząca praca.

Szkoła, gdzie dzieci spędzają coraz więcej czasu, hipnotyczny komputer, telewizja, wszystko to sprawia, że nasze ciała od maleńkości obciążane są zadaniami, do których nie jesteśmy fizjologicznie przystosowani.

Wprawdzie nasze zdolności intelektualne jako gatunku rosną w tempie iście kosmicznym, jednak ewolucja ciał w homo informaticus postępuje znacznie wolniej.

Nic więc dziwnego, że mięśnie nie angażowane do zadań im przeznaczonych, nie mają sił ani elastyczności, której byśmy od nich oczekiwali. Nawykowo się garbimy (tak, tak, ja też wyprostowałam się w tej chwili), mało wykonujemy mikro ruchów siedząc za kółkiem lub stojąc np. w autobusie, przy ekspresie do kawy w biurowej kuchence, podczas rozmowy. Jesteśmy nauczeni bezruchu. „Stój prosto!”- czyli na baczność, z zablokowanymi kolanami, napiętymi ramionami, wciągniętym (i najczęściej zaciśniętym w obliczu władzy) brzuchem. „Czemu się huśtasz, uspokój się!” – niejednokrotnie byliśmy karceni za przejawy wrodzonej ruchliwości.

Tymczasem nasze ciało kocha ruch. Nawet minimalne przeciąganie się, kołysanie, skręty i inne mikro ruchy mogą przynieść zauważalną zmianę w samopoczuciu. Robimy to spontanicznie, nie poświęcając większej uwagi temu, dlaczego i jak się przeciągamy, masujemy, kołyszemy. Możemy nauczyć się zwracać uwagę na te instynktowne sygnały i zacząć funkcjonować tak, aby wspierać ciało w jego dążeniu do samo naprawy.